Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi paulina91 z miasteczka Lublin. Mam przejechane 31899.54 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.64 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 165567 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy paulina91.bikestats.pl
  • DST 42.44km
  • Czas 02:00
  • VAVG 21.22km/h
  • VMAX 38.16km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 1158kcal
  • Podjazdy 264m
  • Sprzęt Fuji Transonic
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przypomnieć sobie jak wygląda Lubelszczyzna

Czwartek, 19 sierpnia 2021 · dodano: 19.08.2021 | Komentarze 0

Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale po jakimś wyjeździe kompletnie nie chce mi się wracać na znane mi już asfalty i podziwiać te same widoki. Dlatego długo zwlekałam, żeby w końcu wrócić na lubelskie drogi. Dzisiaj była ku temu też dobra okazja, bo miałam za zadanie pojechać rano i nakarmić koty. Na początku planowałam pojechać tylko tam i z powrotem czyli zrobić ok 20 km. Jednak jak już wypiłam kawę z "kotami" i jak już zaczęłam kręcić to stwierdziłam, że warto pojechać trochę dalej. I tak z 20 km zrobiło się lekko ponad 40. Z 5 km przejechałam na kole traktora, który akurat napatoczył mi się jak wyjeżdżałam z drogi podporządkowanej. Miło mi się jechało, bo nie dość, że praktycznie w ogóle nie kręciłam, to Pan, który prowadził, cały czas się uśmiechał do mnie z "lusterka" ;D
Wiało dość mocno z południowego - zachodu. Temperatura też nie rozpieszczała, zwłaszcza rano, dlatego pierwszy raz tego lata ubrałam się w długi rękaw i wcale mi gorąco nie było O.o

Pozdrawiam,
Paulina.




  • DST 59.99km
  • Czas 03:52
  • VAVG 15.51km/h
  • VMAX 55.44km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 1800kcal
  • Podjazdy 761m
  • Sprzęt Romet NYK
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB z domieszką CX

Piątek, 13 sierpnia 2021 · dodano: 13.08.2021 | Komentarze 0

Ostatni dzień krótkiego pobytu w Zalesiu. Niestety jutro pora będzie wracać do Lublina.
Zalesie leży bardzo blisko Krasiczyna, więc nie będąc tu i nie zajechać do Zamku w Krasiczynie to byłby największy błąd. Zatem na dzisiaj wyznaczyłam trasę prowadzącą przez to miasteczko i dalej kierującą się w stronę zachodu.
Na początku droga prowadziła przez las. Właścicielka pensjonatu ostrzegała nas, że w tym lesie jest wycinka drzew i są straszne koleiny i błoto. My oczywiście wiedzieliśmy swoje i się w nie wpakowaliśmy. Trochę szliśmy na piechotę, a trochę jechaliśmy. Gdy już już przejechaliśmy ten piekielny las, poszliśmy zwiedzić ten sławetny i piękny zamek. Później droga była dość przyjemna. Wprawdzie trasa wiodła przede wszystkim przez drogi gruntowe, ale jakoś też na moich cieniutkich kółeczkach dawałam sobie radę, bo Piotrek na tych oponiskach to czuł się jak ryba w wodzie. Mieliśmy ponadto wrażenie, że przejeżdżaliśmy przez jakiś szczyt, bo 12 km podjazdu to raczej nie jest normalne :D
Był też moment dla mnie. Jechaliśmy doliną Sanu, gdzie było dość płasko. W końcu mogłam normalnie jechać, a nie jechać i wprowadzać rower :D
Gdy już byliśmy blisko mety, jakieś 10 km, pojawiła się kolejna przeszkoda. Kolejna wycinka lasu, kolejne błocisko. Na dodatek musieliśmy przeskakiwać przez jakiś strumyczek aż 3 razy. Dobrze, że był bardzo płytki to mogliśmy spokojnie przez niego przejść.
Na koniec, gdy już pakowaliśmy rowery na bagażnik okazało się, że w Romecie mam flaka. Na szczęście chyba powietrze schodziło bardzo wolno, bo jakoś normalnie dojechałam do naszego Rancza.














Pozdrawiam,
Paulina.




  • DST 56.08km
  • Czas 03:39
  • VAVG 15.36km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 1792kcal
  • Podjazdy 931m
  • Sprzęt Romet NYK
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podziwiać widoczki

Czwartek, 12 sierpnia 2021 · dodano: 12.08.2021 | Komentarze 0

Drugi dzień pobytu na Pogórzu Przemyskim. Z Piotrkiem jednogłośnie stwierdziliśmy, że jest tu cudownie i że następnym razem też tu przyjeżdżamy. Szczerze powiedziawszy podoba nam się tu bardziej niż w Bieszczadach i w ogóle gdziekolwiek wcześniej byliśmy. Wprawdzie podjazdy są tu są bardzo wymagające i niekiedy musiałam sobie robić spacerek z rowerem, ale nawet nie narzekam. Mogę przez to dłużej podziwiać widoki, które są dookoła :)
Pogoda też sprzyja. Średnia temperatura wynosiła 24 stopnie, więc ani za zimno, ani za gorąco.
Właściciele domu w którym jesteśmy powiedzieli, że już od ponad dwóch miesięcy nie było u nich deszczu, a wody non stop ubywa. No my teraz się cieszymy, że ulewy omijają tą okolicę, ale z drugiej strony współczuję tego co będzie się działo, jak taka sytuacja będzie się utrzymywać.
Niby wyjazd planowany na "przypał" a wyszło super!








Pozdrawiam,
Paulina.




  • DST 30.10km
  • Czas 02:03
  • VAVG 14.68km/h
  • VMAX 52.20km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 1018kcal
  • Podjazdy 504m
  • Sprzęt Romet NYK
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pokibicować i posprzątać

Środa, 11 sierpnia 2021 · dodano: 11.08.2021 | Komentarze 0

Historia tego, ze znaleźliśmy się w tym miejscu i o tym czasie jest dość krótka. Pewnego wieczora, siedząc sobie samotnie w mieszkaniu wpadłam na pomysł, żeby na maksa wykorzystać Piotrka urlop, ale też żeby nie jechać za daleko. Padło na Pogórze Przemyskie. Nawet nie planowałam i nawet nie myślałam o Tour de Pologne. Gdy zbliżała się data wyjazdu zobaczyliśmy, że dzisiaj etap będzie prowadził przez Kalwarię Pacławską i Gruszową, gdzie znajdują się premie górskie.
Wyjechaliśmy więc z Lublina z samego rana, żeby móc się wybrać rowerami i pokibicować kolarzom na podjazdach. Na początku plan był taki, żeby pojechać na Kalwarię Pacławską, ale szczerze powiedziawszy już po 10 km miałam dość i zostałam w Gruszowej. Piotrek zaś ambitnie chciał pojechać na pierwotnie wybrane miejsce, jednak było już za późno i go nie wpuścili, więc czekał pomiędzy (tam gdzie kolarze robili rundę i tam, gdzie mieli przejeżdżać dwa razy).
Tak więc stanęłam sobie sama, 100 metrów przed szczytem wzniesienia i czekałam... Po jakiejś pół godzinie zjawiła się ucieczka, Polak na przodzie. Zaczęłam się drzeć, żeby dawał, a on o dziwo się jeszcze na mnie popatrzył (mam to uwiecznione na zdjęciu) :D Po jakiejś minucie czy dwóch przed moimi oczami zjawił się cały peleton. Miałam jeszcze nadzieję, że ktoś będzie chciał "odchudzić" sobie rower i rzuci mi bidonem w nos, a tu kolarz z DSM rzucił całą torbę z zawartością. A tam jakieś ciasteczka i shot. Gdy już podekscytowana miałam się zbierać, nadjechały wozy techniczne A z nich kolejno wylatywały puste bidony :D Nawet zdjęć nie robiłam, bo rzuciłam telefon w krzaki i zaczęłam je łapać :D A na dodatek Ci co w nich jechali cudownie się do mnie uśmiechali i mi machali.
No to myślę koniec tego dobrego. Trzy bidony i torba to wspaniałe łupy. Gdy kierowałam się w stronę podjazdu, żeby już zjechać do naszego miejsca noclegowego, ludzie zaczęli się trzeć, żebym jechała w przeciwną stronę, bo tam kolarze będą przejeżdżać. Na szczęście był zjazd więc szybciutko znalazłam się na drugim skrzyżowaniu. Tam też był Piotrek. Zostawiłam mu rower i powiedziałam, że polecę dalej, od tego tłumu to może coś się uda jeszcze złapać. Przy mnie stanęły jakieś małe dziewczynki, więc oddalałam się od nich, żeby móc spokojnie zrobić zdjęcie i ewentualnie jeszcze coś złapać. I się udało 50 metrów przed nami ustawił się "bufet" z torbami i bidonami, więc do mnie dolatywały co rusz jakieś puste albo pełne. I tak do początkowych trzech dodałam jeszcze 4. Piotrkowi udało się zdobyć zaledwie 2, więc w sumie mamy 9 bidonów i torbę :D
Poza atrakcją jaką było Tour de Pologne oczywiście nie mogę zapomnieć wspomnieć o pięknych okolicach i wspaniałych widokach. Mimo, że na podjazdach męczę się jak cholera, ale dzięki tak słonecznej pogodzie, mogę podziwiać dalekie górskie horyzonty.
















Pozdrawiam,
Paulina.




  • DST 41.12km
  • Czas 01:48
  • VAVG 22.84km/h
  • VMAX 38.88km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 1127kcal
  • Podjazdy 211m
  • Sprzęt Fuji Transonic
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pokibicować zawodnikom Tour de Pologne

Poniedziałek, 9 sierpnia 2021 · dodano: 09.08.2021 | Komentarze 0

Jak wiadomo od dzisiaj odbywa się najważniejsza impreza rowerowa, czyli Tour de Pologne. W końcu zawitała ona na Lubelszczyznę :D A na dodatek zawodnicy startowali z Lublina. Zastanawiałam się, czy jechać prosto pod Plac Zamkowy, żeby zobaczyć start, czy czekać gdzieś na trasie. Wybrałam tą drugą opcję. Z Mario usadowiliśmy się w dość dobry miejscu, bo na zakręcie i w połowie podjazdu (pewnie dla zawodników był to tylko pryszcz :D) Już od 13 czekaliśmy na miejscu. Na początku było mnóstwo samochodów serwisowych, następnie pojawiały się motocykle TV, w górze było słychać helikopter, więc już nie mogliśmy się doczekać aż zobaczymy pierwszych zawodników. Byliśmy gdzieś na ok 30 km. I o dziwo już uformowała się 3 osobowa ucieczka. Pojawili się koło nas o 13.51. Byliśmy przygotowani na peleton, a ich ani widu, ani słychu. Już myśleliśmy, że coś się stało, bo minęło 5 minut a ich nadal nie było. Doszła do nas jednak informacja, że na razie zawodnicy jadą sobie dość "lajtowo". No ale jednak zaraz się zjawili. I faktycznie jakoś specjalnie im się nie śpieszyło :D
Na dodatek zawodnik Cofidisu, jechał koło nas, ponieważ okazało się, że łańcuch mu spadł na podjeździe i czekał na swój wóz serwisowy. No lepiej być nie mogło :D Mechanik założył ten łańcuch z powrotem na zębatki i ruszył dalej.
W sumie było więcej czekania niż tego "kibicowania". Na szczęście pogoda się udała. Wprawdzie było trochę parno po nocnym deszczu i burzy, ale miejmy nadzieję, że zawodnicy dojadą o suchym kole do mety (czyli do Chełma).














Pozdrawiam,
Paulina.




  • DST 316.69km
  • Czas 13:06
  • VAVG 24.17km/h
  • VMAX 46.44km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 8716kcal
  • Podjazdy 1235m
  • Sprzęt Fuji Transonic
  • Aktywność Jazda na rowerze

VII Kórnicki Maraton Turystyczny

Sobota, 7 sierpnia 2021 · dodano: 08.08.2021 | Komentarze 0

Kórnicki Maraton Turystyczny był dla mnie walką ze swoją psychiką i zdrowiem.
O 6:50 wystartowaliśmy: ja, Piotrek, Andrzej i Mario i jeszcze kilka nieznanych mi osób. Na początku jechaliśmy wspólnie do Kórnika, bo stamtąd rozpoczął się start ostry, czyli już podzieliliśmy się na grupki. Na początku jechało nam się bardzo dobrze, dosyć żwawo. Po ok 70 km już nie było tak przyjemnie. Piotrek załamał się gdy zobaczył długą, prostą, niekończącą się drogę, a w dodatku wiał silny wiatr w twarz. Wtedy ekipa już w ogóle się rozdzieliła i zostaliśmy tylko we dwoje. Co chwila robiliśmy krótkie przystanki, bo Piotrek twierdził, że ma dość i dalej nie będzie jechał :D Powiedziałam, że po pierwszym punkcie kontrolnym (czyli na 146 km w Głogowie) zrobimy nawrót i wiatr będzie wiał już w plecy. Na szczęście mnie posłuchał i jakoś dojechaliśmy na nasz pierwszy obiad. Ja nie mogłam nic jeść, bo jakoś mnie "zacisnęło". Posiedzieliśmy, pogadaliśmy z innymi uczestnikami i ruszyliśmy dalej. Gdy zaczynało być fajnie, gdy wiatr nam pomagał, gdy zaczęły się piękne widoki i podjazdy, to właśnie wtedy złapała mnie mega silna kolka, która uniemożliwiała mi dalszą jazdę. Jeszcze nigdy nie kuło mnie tak mocno jak wtedy. Nawet krótkie przystanki nie pomagały i na każdym podjeździe musieliśmy się zatrzymywać, żeby mi przeszło. Jednak to działało tylko na krótką metę. Na dodatek Piotrka zaczęło ciągnąc w nodze. Już mieliśmy się poddać, już mieliśmy dzwonić do organizatorów, ale gdy zobaczyliśmy, że jesteśmy pośrodku niczego, a do stacji PKP jest bardzo daleko, stwierdziliśmy, że powoli dotoczymy się do jakiegoś sklepu i kupimy jakieś leki przeciwbólowe.
Po kilku kilometrach dotarliśmy do takiego typowo wiejskiego sklepu. Właścicielka (miła starsza babuleńka) powiedziała, że po kilkudziesięciu latach działalności, zamyka już sklep, bo wszyscy jeżdżą do miasta, do hipermarketów. Gdy tam siedzieliśmy i piliśmy colę, przyjechała grupa rowerowa, która też uczestniczyła w tym maratonie. Powiedzieliśmy, że zastanawiamy się nad rezygnacją, bo cały czas nas coś boli, to zaproponowali nam jakieś dobre leki przeciwbólowe, które są dość silne i na pewno zadziałają. I tak się właśnie stało. Tu dziękujemy grubiej z Lubina "Wataha" za uratowanie naszej dalszej jazdy. Po kilku minutach wszystko ustąpiło jak ręką odjął. I już spokojnie jechaliśmy najpierw do drugiego punktu kontrolnego (gdzie również nic nie zjadłam), a później już do samej mety.
Startując mieliśmy nadzieję, że zdążymy przed zmrokiem, ale niestety po naszych "przygodach" tak się nie udało. Mimo dość żwawego tempa dojechaliśmy do mety po 22. Na szczęście pogoda nam jak najbardziej dopisało. Cały czas świeciło słoneczko i było ok 25 stopni. Dopiero w nocy zaczęło padać, więc szczerze współczuję tym, którzy wybrali się na 500 - tkę, oraz tym, którzy nie zdążyli z 300 - tki wrócić przed północą.
Organizacja jak zawsze na najwyższym poziomie. Wbrew pozorom jesteśmy strasznie zadowoleni z uczestnictwa w tym maratonie.


Pozdrawiam,
Paulina.




  • DST 59.82km
  • Czas 02:41
  • VAVG 22.29km/h
  • VMAX 36.72km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 1639kcal
  • Podjazdy 307m
  • Sprzęt Fuji Transonic
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorna rundka z Mario i Adasiem

Piątek, 30 lipca 2021 · dodano: 30.07.2021 | Komentarze 0

I znowu wieczorna ustawka. Mieliśmy jechać we czwórkę ale niestety Piotrek zaniemógł, więc pojechałam z Adasiem i Mario. Wyznaczyłam trasę dookoła Świdnika, jako Adaś tamtędy praktycznie wcale nie jeździł. Na początku było szaleństwo, bo jechaliśmy z wiatrem. Gorzej było jak zrobiliśmy nawrót. Wtedy pojawiła się typowa turystyka. A wiało naprawdę mocno. Było też jakoś duszno, bo u wszystkich bidony szły raz dwa. Niby tylko 60 km, a musieliśmy jeszcze zatrzymać się przy sklepie żeby uzupełnić płyny. Teraz niestety będzie przerwa od roweru, a już zaczynałam się rozkręcać. Kórnicki Maraton Turystyczny czeka... :D
Pozdrawiam,
Paulina.




  • DST 65.55km
  • Czas 02:47
  • VAVG 23.55km/h
  • VMAX 51.48km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 1893kcal
  • Podjazdy 369m
  • Sprzęt Fuji Transonic
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na piwko 0% do Adasia

Czwartek, 29 lipca 2021 · dodano: 29.07.2021 | Komentarze 0

Plan na dzisiejszą jazdę był prosty. Mieliśmy sobie z Piotrkiem pojechać razem na przejażdżkę ale jako, że mieliśmy przejeżdżać koło domu Adasia, więc stwierdziłam, że fajnie by było gdyby też pojechał z nami. I tak się stało. Pojechaliśmy do Bełżyc, a wracając Adam zaprosił nas na piwko bezalkoholowe. Posiedzieliśmy na tarasie, pogadaliśmy i musieliśmy z Piotrkiem jeszcze wrócić do domu. Cieszyłam się, że będzie już z wiatrem, jednak z godziny na godzinę wiatr się uspakajał i już wracaliśmy praktycznie w "ciszy" ale za to przy pięknym zachodzie słońca.
Nad zalewem o dziwo ruch jak na Krupówkach. Widać, że niektórzy już wracali, bo gibali się na lewo i prawo :D
Pogoda dopisała i chmury nie straszyły żadnym deszczem ani burzą.


Pozdrawiam,
Paulina.




  • DST 34.93km
  • Czas 01:30
  • VAVG 23.29km/h
  • VMAX 35.28km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 944kcal
  • Podjazdy 155m
  • Sprzęt Fuji Transonic
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żeby się nie denerwować meczem

Środa, 28 lipca 2021 · dodano: 28.07.2021 | Komentarze 0

Zaczął się mecz siatkarzy. Polska grała z Wenezuelą. Na początku leciał punk za punkt więc w sumie nie chciałam na to patrzeć. Później, gdy zobaczyłam wynik, stwierdziłam, że spokojnie mogłam zostać i nie jeździć w ten upał. Średnia temperatura wyniosła 32 stopnie. Dobrze, że chociaż wiało, to przynajmniej było czym oddychać.
Zrobiłam sobie rundkę przez Radawiec i Radawczyk. Jakoś o dziwo dawno mnie tam nie było, a lubię tamte kierunki, zwłaszcza gdy zrobili wiadukty i spokojnie da się przejechać przez 19-tkę. Trzeba powoli zacząć przyzwyczajać nogi do szybszego tempa jazdy ;D
Pozdrawiam,
Paulina.




  • DST 43.87km
  • Czas 01:54
  • VAVG 23.09km/h
  • VMAX 41.76km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 1251kcal
  • Podjazdy 252m
  • Sprzęt Fuji Transonic
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozruszać się

Wtorek, 27 lipca 2021 · dodano: 27.07.2021 | Komentarze 0

Kórnicki Maraton Turystyczny już tuż tuż, a moje jazdy ... Aż żal o nich pisać.
Nie dość, że ich prawie nie ma, to jak już są to polegają tylko na ruszaniu nogami. Zero wysiłku, zero wyjścia z komfortu.
Dzisiaj jednak chciałam "poćwiczyć" trochę prędkość. Przekonałam się, jak szybko można zepsuć swoją średnią. Przez pierwszą połowę trasy jechałam z wiatrem. Korzystałam z niego jak tylko się dało. Już nawet z górki się rozpędzałam i pedałowałam (a zawsze jest tak, że jadąc z górki nie kręcę i sobie odpoczywam). Na liczniku AVG V było 25,7 km/h. Niestety przyszedł czas na nawrót i niestety znalazłam się na serwisówce. Myślałam, że ekrany dźwiękoszczelne uchronią mnie przed wiatrem, ale  się pomyliłam. Na podjazdach poczułam jak silne potrafią być podmuchy. I tylko patrzyłam jak moja średnia z każdym kilometrem się zmniejsza... No ale i tak wyszło szybciej niż to co jeżdżę ostatnio.
Pozdrawiam,
Paulina.