Info

Suma podjazdów to 165567 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2022, Sierpień7 - 0
- 2022, Lipiec5 - 0
- 2022, Czerwiec18 - 0
- 2022, Maj15 - 0
- 2022, Kwiecień8 - 0
- 2022, Marzec13 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń11 - 2
- 2021, Grudzień1 - 0
- 2021, Listopad3 - 2
- 2021, Październik9 - 0
- 2021, Wrzesień10 - 2
- 2021, Sierpień8 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec14 - 2
- 2021, Maj12 - 0
- 2021, Kwiecień9 - 0
- 2021, Marzec12 - 0
- 2021, Luty11 - 0
- 2021, Styczeń18 - 0
- 2020, Grudzień10 - 0
- 2020, Listopad21 - 3
- 2020, Październik20 - 1
- 2020, Wrzesień20 - 1
- 2020, Sierpień18 - 10
- 2020, Lipiec20 - 3
- 2020, Czerwiec24 - 9
- 2020, Maj23 - 2
- 2020, Kwiecień24 - 18
- 2020, Marzec21 - 16
- 2020, Luty22 - 17
- 2020, Styczeń26 - 4
- 2019, Grudzień19 - 7
- 2019, Listopad16 - 3
Sierpień, 2021
Dystans całkowity: | 621.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 30:18 |
Średnia prędkość: | 20.50 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.60 km/h |
Suma podjazdów: | 4445 m |
Suma kalorii: | 17763 kcal |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 77.64 km i 3h 47m |
Więcej statystyk |
- DST 69.49km
- Czas 03:32
- VAVG 19.67km/h
- VMAX 57.60km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 2023kcal
- Podjazdy 519m
- Sprzęt Fuji Transonic
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Chmielaków. Na bocznych nie stoją xD
Sobota, 21 sierpnia 2021 · dodano: 21.08.2021 | Komentarze 0
Piotrek od dawna mówił, że ma ochotę dzisiaj pojechać na Chmielaki do Krasnegostawu. Ja nie byłam tak optymistycznie na ten pomysł nastawiona. Ale im bliżej dzisiejszego dnia, tym bardziej zaczęłam też myśleć o tym pomyśle. Na początku mieliśmy pojechać w tą i z powrotem na rowerach, jednak gdy Piotrek powiedział, że chce być tam przynajmniej o 10 (bo chciał kibicować tacie na mecie półmaratonu chmielowego) a wyjechać o 7 to odechciało mi się jazdy w tamtą stronę. Wpadłam za to na inny genialny pomysł, że pojadę tam pociągiem. Przyjechałam na stację o 9 ( pociąg miałam o 9.36) a pociąg już stał na stacji. Wsiadłam sobie spokojnie, postawiłam rower i czekam. A tu zaczęli wchodzić ludzie. A to też z rowerami, a to bez rowerów... I zrobił się niezły tłum. Każdy praktycznie stał na siebie, a mój rower zginął w tłumie innych rowerów. Dużo razy jeździłam pociągiem, ale takich jaj jeszcze nie widziałam.
Gdy po półtorej godziny jazdy wysiadłam, pojechałam na rynek zobaczyć co się dzieje. Stoiska z piwami już się powoli otwierały, a niektórzy już byli praktycznie po święcie :D Ledwo co się trzymali na nogach. Posiedzieliśmy z Piotrkiem trochę i trzeba było wracać. Wyznaczyłam trasę po bocznych drogach. Ale to tak bocznych, że albo asfalt ledwo co istniał, albo go nie było wcale. Za to widoki piękne. Czasami czuliśmy się jak na Pogórzu Przemyskim. Niestety wiatr nam nie sprzyjał, ale na szczęście mieliśmy TYLKO boczny i nie wiał dość mocno. Także było mało komfortowo, jednak mogło być gorzej. Temperatura sięgała do ok 20 stopni. Jak dla mnie to było dość chłodno, więc znowu długie ciuchy poszły w ruch.
Pozdrawiam,
Paulina.
- DST 5.21km
- Czas 00:18
- VAVG 17.37km/h
- VMAX 33.84km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 129kcal
- Podjazdy 20m
- Sprzęt Fuji Transonic
- Aktywność Jazda na rowerze
Na PKP
Sobota, 21 sierpnia 2021 · dodano: 21.08.2021 | Komentarze 0
Na PKP do Krasnegostawu.
- DST 42.44km
- Czas 02:00
- VAVG 21.22km/h
- VMAX 38.16km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 1158kcal
- Podjazdy 264m
- Sprzęt Fuji Transonic
- Aktywność Jazda na rowerze
Przypomnieć sobie jak wygląda Lubelszczyzna
Czwartek, 19 sierpnia 2021 · dodano: 19.08.2021 | Komentarze 0
Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale po jakimś wyjeździe kompletnie nie chce mi się wracać na znane mi już asfalty i podziwiać te same widoki. Dlatego długo zwlekałam, żeby w końcu wrócić na lubelskie drogi. Dzisiaj była ku temu też dobra okazja, bo miałam za zadanie pojechać rano i nakarmić koty. Na początku planowałam pojechać tylko tam i z powrotem czyli zrobić ok 20 km. Jednak jak już wypiłam kawę z "kotami" i jak już zaczęłam kręcić to stwierdziłam, że warto pojechać trochę dalej. I tak z 20 km zrobiło się lekko ponad 40. Z 5 km przejechałam na kole traktora, który akurat napatoczył mi się jak wyjeżdżałam z drogi podporządkowanej. Miło mi się jechało, bo nie dość, że praktycznie w ogóle nie kręciłam, to Pan, który prowadził, cały czas się uśmiechał do mnie z "lusterka" ;D
Wiało dość mocno z południowego - zachodu. Temperatura też nie rozpieszczała, zwłaszcza rano, dlatego pierwszy raz tego lata ubrałam się w długi rękaw i wcale mi gorąco nie było O.o
Pozdrawiam,
Paulina.
- DST 59.99km
- Czas 03:52
- VAVG 15.51km/h
- VMAX 55.44km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 1800kcal
- Podjazdy 761m
- Sprzęt Romet NYK
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB z domieszką CX
Piątek, 13 sierpnia 2021 · dodano: 13.08.2021 | Komentarze 0
Ostatni dzień krótkiego pobytu w Zalesiu. Niestety jutro pora będzie wracać do Lublina.
Zalesie leży bardzo blisko Krasiczyna, więc nie będąc tu i nie zajechać do Zamku w Krasiczynie to byłby największy błąd. Zatem na dzisiaj wyznaczyłam trasę prowadzącą przez to miasteczko i dalej kierującą się w stronę zachodu.
Na początku droga prowadziła przez las. Właścicielka pensjonatu ostrzegała nas, że w tym lesie jest wycinka drzew i są straszne koleiny i błoto. My oczywiście wiedzieliśmy swoje i się w nie wpakowaliśmy. Trochę szliśmy na piechotę, a trochę jechaliśmy. Gdy już już przejechaliśmy ten piekielny las, poszliśmy zwiedzić ten sławetny i piękny zamek. Później droga była dość przyjemna. Wprawdzie trasa wiodła przede wszystkim przez drogi gruntowe, ale jakoś też na moich cieniutkich kółeczkach dawałam sobie radę, bo Piotrek na tych oponiskach to czuł się jak ryba w wodzie. Mieliśmy ponadto wrażenie, że przejeżdżaliśmy przez jakiś szczyt, bo 12 km podjazdu to raczej nie jest normalne :D
Był też moment dla mnie. Jechaliśmy doliną Sanu, gdzie było dość płasko. W końcu mogłam normalnie jechać, a nie jechać i wprowadzać rower :D
Gdy już byliśmy blisko mety, jakieś 10 km, pojawiła się kolejna przeszkoda. Kolejna wycinka lasu, kolejne błocisko. Na dodatek musieliśmy przeskakiwać przez jakiś strumyczek aż 3 razy. Dobrze, że był bardzo płytki to mogliśmy spokojnie przez niego przejść.
Na koniec, gdy już pakowaliśmy rowery na bagażnik okazało się, że w Romecie mam flaka. Na szczęście chyba powietrze schodziło bardzo wolno, bo jakoś normalnie dojechałam do naszego Rancza.
Pozdrawiam,
Paulina.
- DST 56.08km
- Czas 03:39
- VAVG 15.36km/h
- VMAX 54.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 1792kcal
- Podjazdy 931m
- Sprzęt Romet NYK
- Aktywność Jazda na rowerze
Podziwiać widoczki
Czwartek, 12 sierpnia 2021 · dodano: 12.08.2021 | Komentarze 0
Drugi dzień pobytu na Pogórzu Przemyskim. Z Piotrkiem jednogłośnie stwierdziliśmy, że jest tu cudownie i że następnym razem też tu przyjeżdżamy. Szczerze powiedziawszy podoba nam się tu bardziej niż w Bieszczadach i w ogóle gdziekolwiek wcześniej byliśmy. Wprawdzie podjazdy są tu są bardzo wymagające i niekiedy musiałam sobie robić spacerek z rowerem, ale nawet nie narzekam. Mogę przez to dłużej podziwiać widoki, które są dookoła :)
Pogoda też sprzyja. Średnia temperatura wynosiła 24 stopnie, więc ani za zimno, ani za gorąco.
Właściciele domu w którym jesteśmy powiedzieli, że już od ponad dwóch miesięcy nie było u nich deszczu, a wody non stop ubywa. No my teraz się cieszymy, że ulewy omijają tą okolicę, ale z drugiej strony współczuję tego co będzie się działo, jak taka sytuacja będzie się utrzymywać.
Niby wyjazd planowany na "przypał" a wyszło super!
Pozdrawiam,
Paulina.
- DST 30.10km
- Czas 02:03
- VAVG 14.68km/h
- VMAX 52.20km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 1018kcal
- Podjazdy 504m
- Sprzęt Romet NYK
- Aktywność Jazda na rowerze
Pokibicować i posprzątać
Środa, 11 sierpnia 2021 · dodano: 11.08.2021 | Komentarze 0
Historia tego, ze znaleźliśmy się w tym miejscu i o tym czasie jest dość krótka. Pewnego wieczora, siedząc sobie samotnie w mieszkaniu wpadłam na pomysł, żeby na maksa wykorzystać Piotrka urlop, ale też żeby nie jechać za daleko. Padło na Pogórze Przemyskie. Nawet nie planowałam i nawet nie myślałam o Tour de Pologne. Gdy zbliżała się data wyjazdu zobaczyliśmy, że dzisiaj etap będzie prowadził przez Kalwarię Pacławską i Gruszową, gdzie znajdują się premie górskie.
Wyjechaliśmy więc z Lublina z samego rana, żeby móc się wybrać rowerami i pokibicować kolarzom na podjazdach. Na początku plan był taki, żeby pojechać na Kalwarię Pacławską, ale szczerze powiedziawszy już po 10 km miałam dość i zostałam w Gruszowej. Piotrek zaś ambitnie chciał pojechać na pierwotnie wybrane miejsce, jednak było już za późno i go nie wpuścili, więc czekał pomiędzy (tam gdzie kolarze robili rundę i tam, gdzie mieli przejeżdżać dwa razy).
Tak więc stanęłam sobie sama, 100 metrów przed szczytem wzniesienia i czekałam... Po jakiejś pół godzinie zjawiła się ucieczka, Polak na przodzie. Zaczęłam się drzeć, żeby dawał, a on o dziwo się jeszcze na mnie popatrzył (mam to uwiecznione na zdjęciu) :D Po jakiejś minucie czy dwóch przed moimi oczami zjawił się cały peleton. Miałam jeszcze nadzieję, że ktoś będzie chciał "odchudzić" sobie rower i rzuci mi bidonem w nos, a tu kolarz z DSM rzucił całą torbę z zawartością. A tam jakieś ciasteczka i shot. Gdy już podekscytowana miałam się zbierać, nadjechały wozy techniczne A z nich kolejno wylatywały puste bidony :D Nawet zdjęć nie robiłam, bo rzuciłam telefon w krzaki i zaczęłam je łapać :D A na dodatek Ci co w nich jechali cudownie się do mnie uśmiechali i mi machali.
No to myślę koniec tego dobrego. Trzy bidony i torba to wspaniałe łupy. Gdy kierowałam się w stronę podjazdu, żeby już zjechać do naszego miejsca noclegowego, ludzie zaczęli się trzeć, żebym jechała w przeciwną stronę, bo tam kolarze będą przejeżdżać. Na szczęście był zjazd więc szybciutko znalazłam się na drugim skrzyżowaniu. Tam też był Piotrek. Zostawiłam mu rower i powiedziałam, że polecę dalej, od tego tłumu to może coś się uda jeszcze złapać. Przy mnie stanęły jakieś małe dziewczynki, więc oddalałam się od nich, żeby móc spokojnie zrobić zdjęcie i ewentualnie jeszcze coś złapać. I się udało 50 metrów przed nami ustawił się "bufet" z torbami i bidonami, więc do mnie dolatywały co rusz jakieś puste albo pełne. I tak do początkowych trzech dodałam jeszcze 4. Piotrkowi udało się zdobyć zaledwie 2, więc w sumie mamy 9 bidonów i torbę :D
Poza atrakcją jaką było Tour de Pologne oczywiście nie mogę zapomnieć wspomnieć o pięknych okolicach i wspaniałych widokach. Mimo, że na podjazdach męczę się jak cholera, ale dzięki tak słonecznej pogodzie, mogę podziwiać dalekie górskie horyzonty.
Pozdrawiam,
Paulina.
- DST 41.12km
- Czas 01:48
- VAVG 22.84km/h
- VMAX 38.88km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 1127kcal
- Podjazdy 211m
- Sprzęt Fuji Transonic
- Aktywność Jazda na rowerze
Pokibicować zawodnikom Tour de Pologne
Poniedziałek, 9 sierpnia 2021 · dodano: 09.08.2021 | Komentarze 0
Jak wiadomo od dzisiaj odbywa się najważniejsza impreza rowerowa, czyli Tour de Pologne. W końcu zawitała ona na Lubelszczyznę :D A na dodatek zawodnicy startowali z Lublina. Zastanawiałam się, czy jechać prosto pod Plac Zamkowy, żeby zobaczyć start, czy czekać gdzieś na trasie. Wybrałam tą drugą opcję. Z Mario usadowiliśmy się w dość dobry miejscu, bo na zakręcie i w połowie podjazdu (pewnie dla zawodników był to tylko pryszcz :D) Już od 13 czekaliśmy na miejscu. Na początku było mnóstwo samochodów serwisowych, następnie pojawiały się motocykle TV, w górze było słychać helikopter, więc już nie mogliśmy się doczekać aż zobaczymy pierwszych zawodników. Byliśmy gdzieś na ok 30 km. I o dziwo już uformowała się 3 osobowa ucieczka. Pojawili się koło nas o 13.51. Byliśmy przygotowani na peleton, a ich ani widu, ani słychu. Już myśleliśmy, że coś się stało, bo minęło 5 minut a ich nadal nie było. Doszła do nas jednak informacja, że na razie zawodnicy jadą sobie dość "lajtowo". No ale jednak zaraz się zjawili. I faktycznie jakoś specjalnie im się nie śpieszyło :D
Na dodatek zawodnik Cofidisu, jechał koło nas, ponieważ okazało się, że łańcuch mu spadł na podjeździe i czekał na swój wóz serwisowy. No lepiej być nie mogło :D Mechanik założył ten łańcuch z powrotem na zębatki i ruszył dalej.
W sumie było więcej czekania niż tego "kibicowania". Na szczęście pogoda się udała. Wprawdzie było trochę parno po nocnym deszczu i burzy, ale miejmy nadzieję, że zawodnicy dojadą o suchym kole do mety (czyli do Chełma).
Pozdrawiam,
Paulina.
- DST 316.69km
- Czas 13:06
- VAVG 24.17km/h
- VMAX 46.44km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 8716kcal
- Podjazdy 1235m
- Sprzęt Fuji Transonic
- Aktywność Jazda na rowerze
VII Kórnicki Maraton Turystyczny
Sobota, 7 sierpnia 2021 · dodano: 08.08.2021 | Komentarze 0
Kórnicki Maraton Turystyczny był dla mnie walką ze swoją psychiką i zdrowiem.
O 6:50 wystartowaliśmy: ja, Piotrek, Andrzej i Mario i jeszcze kilka nieznanych mi osób. Na początku jechaliśmy wspólnie do Kórnika, bo stamtąd rozpoczął się start ostry, czyli już podzieliliśmy się na grupki. Na początku jechało nam się bardzo dobrze, dosyć żwawo. Po ok 70 km już nie było tak przyjemnie. Piotrek załamał się gdy zobaczył długą, prostą, niekończącą się drogę, a w dodatku wiał silny wiatr w twarz. Wtedy ekipa już w ogóle się rozdzieliła i zostaliśmy tylko we dwoje. Co chwila robiliśmy krótkie przystanki, bo Piotrek twierdził, że ma dość i dalej nie będzie jechał :D Powiedziałam, że po pierwszym punkcie kontrolnym (czyli na 146 km w Głogowie) zrobimy nawrót i wiatr będzie wiał już w plecy. Na szczęście mnie posłuchał i jakoś dojechaliśmy na nasz pierwszy obiad. Ja nie mogłam nic jeść, bo jakoś mnie "zacisnęło". Posiedzieliśmy, pogadaliśmy z innymi uczestnikami i ruszyliśmy dalej. Gdy zaczynało być fajnie, gdy wiatr nam pomagał, gdy zaczęły się piękne widoki i podjazdy, to właśnie wtedy złapała mnie mega silna kolka, która uniemożliwiała mi dalszą jazdę. Jeszcze nigdy nie kuło mnie tak mocno jak wtedy. Nawet krótkie przystanki nie pomagały i na każdym podjeździe musieliśmy się zatrzymywać, żeby mi przeszło. Jednak to działało tylko na krótką metę. Na dodatek Piotrka zaczęło ciągnąc w nodze. Już mieliśmy się poddać, już mieliśmy dzwonić do organizatorów, ale gdy zobaczyliśmy, że jesteśmy pośrodku niczego, a do stacji PKP jest bardzo daleko, stwierdziliśmy, że powoli dotoczymy się do jakiegoś sklepu i kupimy jakieś leki przeciwbólowe.
Po kilku kilometrach dotarliśmy do takiego typowo wiejskiego sklepu. Właścicielka (miła starsza babuleńka) powiedziała, że po kilkudziesięciu latach działalności, zamyka już sklep, bo wszyscy jeżdżą do miasta, do hipermarketów. Gdy tam siedzieliśmy i piliśmy colę, przyjechała grupa rowerowa, która też uczestniczyła w tym maratonie. Powiedzieliśmy, że zastanawiamy się nad rezygnacją, bo cały czas nas coś boli, to zaproponowali nam jakieś dobre leki przeciwbólowe, które są dość silne i na pewno zadziałają. I tak się właśnie stało. Tu dziękujemy grubiej z Lubina "Wataha" za uratowanie naszej dalszej jazdy. Po kilku minutach wszystko ustąpiło jak ręką odjął. I już spokojnie jechaliśmy najpierw do drugiego punktu kontrolnego (gdzie również nic nie zjadłam), a później już do samej mety.
Startując mieliśmy nadzieję, że zdążymy przed zmrokiem, ale niestety po naszych "przygodach" tak się nie udało. Mimo dość żwawego tempa dojechaliśmy do mety po 22. Na szczęście pogoda nam jak najbardziej dopisało. Cały czas świeciło słoneczko i było ok 25 stopni. Dopiero w nocy zaczęło padać, więc szczerze współczuję tym, którzy wybrali się na 500 - tkę, oraz tym, którzy nie zdążyli z 300 - tki wrócić przed północą.
Organizacja jak zawsze na najwyższym poziomie. Wbrew pozorom jesteśmy strasznie zadowoleni z uczestnictwa w tym maratonie.
Pozdrawiam,
Paulina.