Info

Suma podjazdów to 165567 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2022, Sierpień7 - 0
- 2022, Lipiec5 - 0
- 2022, Czerwiec18 - 0
- 2022, Maj15 - 0
- 2022, Kwiecień8 - 0
- 2022, Marzec13 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń11 - 2
- 2021, Grudzień1 - 0
- 2021, Listopad3 - 2
- 2021, Październik9 - 0
- 2021, Wrzesień10 - 2
- 2021, Sierpień8 - 0
- 2021, Lipiec16 - 0
- 2021, Czerwiec14 - 2
- 2021, Maj12 - 0
- 2021, Kwiecień9 - 0
- 2021, Marzec12 - 0
- 2021, Luty11 - 0
- 2021, Styczeń18 - 0
- 2020, Grudzień10 - 0
- 2020, Listopad21 - 3
- 2020, Październik20 - 1
- 2020, Wrzesień20 - 1
- 2020, Sierpień18 - 10
- 2020, Lipiec20 - 3
- 2020, Czerwiec24 - 9
- 2020, Maj23 - 2
- 2020, Kwiecień24 - 18
- 2020, Marzec21 - 16
- 2020, Luty22 - 17
- 2020, Styczeń26 - 4
- 2019, Grudzień19 - 7
- 2019, Listopad16 - 3
- DST 49.03km
- Czas 03:13
- VAVG 15.24km/h
- VMAX 28.08km/h
- Kalorie 609kcal
- Podjazdy 236m
- Sprzęt Kross Lea
- Aktywność Jazda na rowerze
Lód, śnieg, mróz... Ja chcę wiosnę
Piątek, 19 lutego 2021 · dodano: 19.02.2021 | Komentarze 0
Dziwny dzień i dziwna jazda. Zaczęło się od zbierania się na rower. Mój telefon pokazywał -1*C. Nawet się ucieszyłam, bo mimo dość silnego wiatru nie będzie aż tak zimno jak ostatnio. Gdy już się ubrałam i zadowolona miałam wychodzić, Piotrek powiedział mi, że u niego na telefonie jest -8*C. Nie mogąc w to uwierzyć, spojrzałam na meteo.pl i faktycznie było -6/-8. Mój optymizm zdecydowanie osłabł. Jednak jak już się ubrałam to stwierdziłam, że mimo wszystko wyjdę, chociaż na trochę. Tylko pytanie, jechać Krossem czy Rometem. Wczoraj znajomy przejechał szosą ponad 80 km. Pomyślałam więc, że na ulicach jest ładnie i sucho. Ale znając mnie i moje zamiłowanie do jazdy bocznymi drogami wzięłam jednak Krossa. I to była zdecydowanie najlepsza decyzja. W samym Lublinie było super, ale poza nim, w miejscach zalesionych, lód lodem pogania. Jechałam taka spięta jak nigdy, zwłaszcza wtedy, gdy przejeżdżał koło mnie samochód. Z bocznych dróg wyszło nici. Bo tam to w ogóle była masakra. Zatem z 30 km wyszło mi prawie 50, bo musiałam wszystkie drogi objeżdżać naokoło. Ponadto wrąbałam się na ścieżkę rowerową, którą wszyscy unikają jak ognia. Jest tam tak ułożona kostka, że ktoś powinien się jedną z nich walnąć, a na dodatek jest zakaz jazdy rowerem po ulicy. Dzisiaj jednak była ona przysypana śniegiem, więc jak na kostkę się nie denerwowałam, tak na wydeptany śnieg już tak. Tylko tęsknym wzrokiem patrzyłam na tą suchą i czarną szosę, która leciała koło mnie. Kilka razy miałam ochotę na nią wyjechać i się nie męczyć, ale też nie chciało mi się użerać z kierowcami. Wkurzona i zmęczona skręciłam po jakichś 5 km w inną drogę. Oczywiście tam też gdzie nie gdzie był lód. Już w sumie nie wiedziałam co jest gorsze, lód czy śnieg. Zastanawiałam się, jak kolega przejechał szosą po właśnie takich odcinkach, jak ja na grubych oponach miałam dość. Chciałam wrócić jak najkrótszą drogą do domu. Korzystając z tego, że miałam rower MTB, zdecydowałam się na powrót przez "szutry". Jadąc, spotkałam samotną sarenkę, która spacerowała sobie po polu. Gdy mnie zobaczyła, o dziwo nie uciekła, tylko patrzyła się zaciekawiona na mnie. Spokojnie wyjęłam telefon i zrobiłam jej zdjęcie. A ona nadal stała niewzruszona i to bardzo blisko mnie (zdjęcie niestety nie oddaje tego). Chcąc jechać dalej, niestety musiałam znowu objeżdżać moją wcześniej obraną drogę. Była on przysypana śniegiem i zupełnie znikła. Zatem znowu dodatkowe kilometry dołączyłam do statystyk. Wpadłam do domu zmęczona i padnięta. Naprawdę chciałam się przejechać tylko trochę, z godzinkę lub max dwie, a wyszło ponad 3 godziny. Dobrze, że wzięłam ogrzewacze do stóp i ciepłe rękawiczki.
Pozdrawiam,
Paulina.